W przewodnikach turystycznych znajdujemy ciekawe opisy zabytków i ich fotografie. Książka "Dojczland" Andrzeja Stasiuka jest przeciwieństwem takiego przewodnika, gdyż przedstawia realia i raczej skupia uwagę na dworcach, lotniskach. Jest czymś w rodzaju zapisków z podróży, podczas, której raczej się nie zwiedza. Autor wspomina, że podczas takich eskapad dużo pije, co nie przedstawia go w korzystnym świetle i mam wrażenie, że dlatego pamięta tylko opis dworców, czy lotnisk. Czasami wspomina o podróżnych, nieco polityki i w sumie nic ponadto co warto by zapamiętać. Książka typu zapychacz, za parę dni nie będziesz wiedział o czym była.